dobra,
już zaczynam w miare normalnie funkcjonować, więc postaram się sklecić pare słów
Psylocybina ryje mózg, aż po pień- takie mam wrażenie. Faktycznie daje wgłąd w siebie.
Ale po kolei.
Set&Settings
W sumie z moimi tendencjami do lekkich "schiz" zamknięty pokój w nocy to dosyć średnie miejsce na pierwszy trip
- oczywiscie jesli ktoś szuka lekkich i milych wrażeń.
Ale nic nie żaluje, wszak już przed tripem mialem w głowie, że chce się zmierzyć ze strachami i w sumie lepiej poznać troche swoich brudów niż tylko liczyć na to, ze bedzie milo i przyjemnie. Zrobilem tą podróż w wyraźnej intencji oczywszczenia siebie samego z pewnych psychologicznych brudów i przeszkód jakie w sobie noszę.
Wiec- dostałem co chcialem
Bad tripa nie było, ale lekko też nie było. Mialem 2-3 chwile gdzie zaczynało się GRUBO i nieprzyjemnie (o tym potem) ale jakoś to opanowywałem z różnym stanem swiadomosci.
Godzina 22.40- wrzuciłem sobie 2 gr szuszu, zjadłem z pomarańczem. Pycha. Zero jakiś niemiłych odczuć.
Siadłem na poduszce do medytacji wiedząc, ze mam jakies 30 min jak sie zacznie
więc chcialem zadbać o świadomosc, jakiś relaks, rożluźnienie, stan czuwania, obserwacji....
Zacząłem stanardową praktykę zen- spiewy sutr. Przede mną posążek buddy i dwie białe świece. Ale to nie trwało długo. Może z 10 min, bo jednak niepokój narastał. Więc stwierdzilem, ze poloże się już na sofie i zapodam sobie do głowy jakieś przyjemne dźwieki z sluchawek.
półmrok, cisza, ja przecież generalnie nie przepadam za takim klimat.
No ale sam wybrałem- innej opcji aktualnie nie mam.
Myśli typu: czy to na pewno te grzyby?
Co mnie czeka? Czy zaraz tu coś pierdyknie i polozy mnie na łopatki- i tego typu
Ale generalnie nie przejmowaly nade mną kontroli. Pozostawalo sie z nimi pogodzić.
Leże. Co pare min zerkam na zegarek...
Po 20 min ogarnia mnie spokój, myśli sie wyciszają- chociaż gdzieś tam w tle świadomości jest nadal lekki niepokój i wiele "
". Ciało mi lekko drętwieje. Czuje, ze coś tam zaczyna działać.
Nastepne ok. 20 min patrzę sobie na cienie z lampy i całe wnętrze pokoju. W uszach- odglosy z lasu (ze sluchawek)- strumyk, jakieś ptaszki, sowy i też wilki- ale to potem
Wkręca się bo jest coraz ciekawiej. Jestem w jakimś magicznym miejscu. Tzn. caly czas w swoim pokoju, ale on już nie jest taki sam. Zaczyna sie od lekkiego falowania sufitu, a potem widzę, ze przedmioty są już troche nie tym samym czym były.
Mijają kolejne minuty i wkręca sie chyba na dobre bo już prawie wszystko sie zmienilo. Dziwne uczucie: jednocześnie mam ten sam pokój, ale jednocześnie go nie ma i mam jasne odczucie, ze jestem jakby w jakimś akwarium tyle, ze bez wody. Jest tu dużo roślin i generalnie sporo życia. COś a la plantacja. A ja malutki jak jakaś komórka. Obserwuje to jakiś czas z zaciekawieniem, choć nie wchodzę w to. Po chwili jednak nie wytrzymuję i wybucham śmiechem kilka razy. Chichram się jak dziecko. Stwierdzam- ahhh, w sumie nie należe do śmieszków a, że śmiech to zdrowie to nie bedę się powstrzymywał. No wieć urządzam sobie ucztę śmiechu i mam mocną zabawę. TO co widzę jest przedziwne, prześmieszne i w tamtym stanie stwierdzam, ze nic nikomu nie napiszę bo i tak nie oddam tego co czuje i widzę
Po może 10-15 min wkręca sie jeszcze bardziej. Czuje brak oddechu i jakby coś na mnie siedziało, ale przypominam sobie, ze mogą mieć miejsce takie rzeczy więc zachowuje spokój i przekonuje siebie samego, ze to rodzaj złudzenia.
Po chwili już na dobre jestem wystrzelony bo widzę, ze zaczyna mnie wsysać i wszystko "przespiesza". W uszach lekki pisk. Jakbym schodzil pod wodę. Serce zaczyna inaczej bić. Wszystko zwalnia.
Pomyslalem, ze czytalem o tym wiele razy, więc sprobuje się temu poddać, nie walczyć z tym.
Ale jednak sie nie udalo. Mozliwe, ze na ulamek sekundy bylem jakby poza umyslem, chwilowy blackout ale zaraz powróciłem. EGO walczy o swoje
Generalnie to ciezko mi dziś zachować chronologię zdarzen, choc jeszcze wczoraj a i zaraz po tripie móglbym to zrobić w 80% pewnie. Jednak troche dziś mam ograniczony już do tego dostęp. Ale to nie jest przecież tak wazne....
jednak to co pamiętam dziś na pewno to:
- wiele razy jakbym patrzyl na rozne poziomy mnie samego. Jakby rozne poziomy swiadomosci/istnienia, przechodzil miedzy jedną a drugą i mial chwilę jakiegoś drobnego zrozumienia i mowilem wtedy na glos "acha, czyli to jest tak, a to tak działa itd..."
Co mnie zaskoczylo to: wypowiedzialem jakieś slowa na glos i zrozumialem ze akurat TO
to byla jakaś maska, sztuczna nakladka ktorą się nauczylem od kogoś tam
ale to nie byłem JA.
Pomyslalem- łojeju, po co mi to? Musze odpuścić te rzeczy życiu i być bardziej sobą i uważać na te maski, bo to istna maskarada a mi tak bardzo zalezy na tym, aby być sobą.
Wracając do tripa.
Mialem rózne fazy:
- chwilę gdzie moglem zadawać pytania i otrzymywać pewne zrozumienie. nie bylo tego jednak wiele. To co zrozumialem to, aby w życiu nie być takim dupkiem i więcej robić dla innych. Bylo to dosyć wyraźne. Wczesniej to wiedzialem głową, ale teraz bedzie mi latwiej to czynić bo zobaczylem to SOBĄ
- chwile gdzie patrzylem swiadomością na spektrum siebie samego. Wtedy widzialem, ze to co obserwuje nie jest MNĄ. Wtedy pytałem: CZYM JESTEM? Czasem głośno: CZYM JESTEM!!
- duuuuuuzo chwil z całego tripa gdzie przebywałem- jak już wspomnialem wyzej- w rodzaju plantacji jako komórka/żaba/ślimak i mocnym uczuciem zatkanego gardła i braku oddechu. Przytloczenia. Było to generalnie MAŁO KOMFORTOWE doznanie
Nie powiem, ze jakieś mega nieprzyjemne, no ale krótko mówiąc: jakbym sobie siedział w gównie a moze raczej szlamie po uszy i to akceptował.
W tej fazie miałem chwile gdy potrafilem to obserwować jasno i wyraźnie. Wtedy to COŚ (ten szlam) odklejało sie ode mnie i nie było mną. Wtedy jakby nie było problemu. Jednak chyba w 90% to mi sie nie udawalo i trzymałem sie mocno tego gówna i nim byłem w duzym stopniu
Róznie kombinowałem: może szlam potrzebuje ode mnie miłości?? Akceptacji? No cóż- okazywalo sie to tylko ladnymi koncepcjami, ktore tam nie działały. Mam dziś wrażenie, ze tylko CZYSTA swiadomosc tego szlamu moze dać uwolnienie, a nie próba jakiś targów lub zabiegów z tym czymś. TO moze pomóc, ale chyba chwilowo i pozornie.
Co potem?
Nagle czuje, ze znów przyśpiesza, znów mnie ściska, znów lekki pisk w uszach, jakbym znów niżej zlazł i czuje, ze tracę kontrolę i zaczynam się bać.
Mysle: O KURWA PRZESADZILEM.
Wstaje z sofy, nie wiem co robić. Mialem w glowie myśl, ze jak wstane to mi pomoże, a tu patrze i nici z tego: raczej sie pogarsza.
Mysle: wyjde na zewnątrz. Druga myśl: NIE, za późno i cholera wie czy nie bedzie jeszcze gorzej.
Trzecia myśl: nie wyskocz czasem przez balkon, ja pierdule!
Siadam przed budda, stukam w moktak, próbuje sie uspokoić, ale ON- Budda siedzi tak jak siedział no i wtedy widzę, ze musze sam sobie poradzić i to przetrzymać.
Błagam jednak jakieś siły wyższe, aby mi pomogły.
Opanowywuje sytuacje.
Ego walczy
Mialem tak chyba 2 razy. Nie wiązało się to jednak z jakimiś nieprzyjemnymi wizjami- mialem po prostu uczucie, ze zaraz stanie sie coś złego i musze wrócić, jakoś to kontrolować.
Czyli znów EGO, bo to bylo zawsze w chwili gdy mnie wsysało.
a potem
Okresowo znów to samo:
- chwile zwiększonej przytomności, aż po momenty
gdzie siedząc przed zegarkiem w lotosie i widzialem, ze mija zaledwie jedna minuta a ja przez tą minutę w nieświadomości bylem wkręcony w jakiś mega film, ktory trwał dla mnie 20-30 minut a moze godzine.
I tak to trwalo generalnie od 0:50 do godziny 2 w nocy. Wtedy mialem najwiekszą faze i ta jedna godzina trwala jak chyba cały tydzień. Daleka podróż i niewiele moge o niej w ogole powiedzieć. Jakieś "bezsensowne" wizje.
Okresowo w chwilach zwiekszonej swiadomosci: pytam znów KIM JESTEM, patrze na Budde i wychodzę ze stanu nieswiadomego filmu. Pokoj sie zmienia. Podłoga jest jak królestwo w ktorym widzę tysiące świątyń buddyjskich na zasadzie fraktali. Posrodku widzę swojego budde (posążek)- tego realnego. Pytam Kim Jestem? Budda zmienia się i widzę, ze zawiera w sobie jakieś brzydkie maski. One próbują mnie straszyć, ale nie boje się tego.
Obserwuje chyba gniewne bóstwa. Czuję od nich moc, ale nie mam z nimi problemu. Lecę nad tym królestwem, ale trwa to ulamek sekundy. Boje sie chyba wejsc dalej. Wracam.
Potem znow popadam w nieswiadomosc i jedynie ulamkiem ułamku swojej swiadomosci
wiem o tym, ze jestem zatopoiony w jakiś film, ktory znów trwa dla mnie 30 minut choć w realu trwa tylko 1-2 minuty.
Generalnie CIEŻKO. Cięzka godzina.
Od 2 do 3 w nocy znow siedzę w tym szlamie i już jestem dosyć mocno nadwątlony psychicznie
Generalnie zimno mi, mało swiadomosci, czystości i oddzielenia od szlamu a dużo utożsamienia sie z nim. Choć jednak wiem gdzie jestem. TO już coś
Oczywiscie sytuacja mozna odnieść do Grova i jego matryc porodowych. Nie wiem czy to BYLO to, ale wydaje mi sie, ze duzo w tym racji, to moglo być TO....
Mialem wiele razy coś takiego:
myśle, ze moze by włączyć jakąś lekką muzykę poczym zapadam sie w nieswiadomosc i tego nie robie. Nie rozumiem dlaczego?
Dopiero po dlugim czasie (za ktoryms razem) dochodzi do mnie, ze ja nie czuje zupelnie swojego ciała i dlatego nie mogę go ruszyć. Dopiero jak sie skupilem i swoją swiadomością jakbym wchodził w rękę- moglem ruszyć ręką. Inaczej nie ma bata. Zero odczuć i jestem wyjebany głeboko. Zwykle myslenie tutaj prawie nie istnieje.
Co jeszcze istotnego:
- mialem kilka razy myśl (na szczescie nie byla jakas mega mocna), ze juz chyba ostatni raz to robie, że za duzo wziąłem, że tego nie chce....
i jeszcze:
- nagle się "wybudzam" z filmu w ktorym widzę wyraźnie taką sytuacje: mam zrozumienie, że coprawda mogę dziś sie zmienić za pomocą grzybów na lepsze, ale już sie nie obudzę w tym samym świecie i ja tez bedę kimś innym. Tzn. bedzie to coprawda ten sam świat to jednak widzialem, ze osoby ktorych znam bedą już inne i ja tez bede inny. One mialy być radosne i szczesliwe, ja też bylem radosny- jednak wywolalo to u mnie strach i alert
FUCK- przestraszylem sie tego.
Dziś wiem, ze to kolejna sztuczka EGO oparta na moim blednym przekonaniu o tym, ze jesli ja sie zmienie to moje postrzeganie osob też sie zmieni i one beda kimś innym. Oj- kolejna nauka do przetrawienia
Ego walczy i podsuwa rózne pomysly, aby tylko przeżyć....
Aby już nie przedlużać w nieskonczoność:
- zastanawiam się dziś czy kolejne tripy i kolejne przyżycie tych szlamów i ślimaków w gardle bedzie w stanie mnie z tego uwolnić? Czy sama swiadomosc tego czegoś bedzie rozwiązaniem. Mysle, ze tak- choć tego nie wiem. Jakie są wasze doswiadczenia?
- po drugie: kwestia ilosci przyjmowanych grzybów. Mozna powiedzieć, ze wziąłem za mało, bo ego dało rade i przeżyło, nie poszybowałem na prawdę wysoko. Jednak pozostaje zagadnienie takie: jesli wezmę więcej to moze świadomosci bede mial jeszcze mniej i czy takie doswiadczenie bedzie rownie owocne? Bo jednak co innego jest przezywanie tripa dosyć swiadomie (i poźniejsza integracja tego z zyciem) a co innego wrocić i powiedzieć, ze nic sie nie pamięta.....
Wtedy chyba otwarcie jest za szybkie i niewiele moze z tego pozostać. Tak dziś mysle, choc moge sie mylić.
Tej nocy spalem tylko 90 min (od 6 rano do ok.
. potem przez dzien nie chcialo mi sie w ogole spać
choć bylem wyraźnie w innym stanie swiadomosci. Wyorany, jakby zrestartowany, ale nie bylem zmęczony. Malo mysli. Wyszedlem do lasu z psem i zrozumialem dlaczego mogloby być pięknie zrobić tripa w lesie. Chmury i cala przyroda byla przepiękna, czuło sie przestrzeń i piękno...a to pewnie kiedyś na wiosne...
Reset, jakbym miał wszystkie receptory przeczyszczone.
Dziś latwiej widzę gdzie jest czysta obserwacja, czyste TU I TERAZ a gdzie sa moje myśli i urojenia.
Tak wiec wracamy do praktyki uważności....
.
.
nastepny raz chyba nie wcześniej niż na Święta
aaa i jeszcze jedno pytanie:
- podczas tripu rowniez zadawalem sobie pytanie czy moge mojemu koledze dać grzyby, aby zrobil sobie to samo sam w pojedynkę.
Bo jednak- no kurcze- bylo to MOCNE i nie chce aby popadl w jakieś schizy. Mi sie udalo, ale czy jemu w pojedynkę sie uda? Nie wiem.
Moglbym mu towarzyszyć, opiekować sie nim, ale nigdy tego nie robilem. Jakieś porady? Jak to dobrze zrobić?
kolega oczywiscie chce sprobować, ale generalnie troche sie boi...
pozdrawiam!
ps. wyjezdam na 4 dni jak cos...