Cześć wszystkim.
Chciałbym opisać swoje pierwsze doświadczenie z spożyciem grzybków, które miało miejsce wczoraj. Wspomnę też o historii mojej hodowli. Na początku chciałbym zaznaczyć że piszę to trochę dla siebie, żeby po jakimś czasie móc sobie to przypomnieć. Jednakże chciałbym się tym też z Wami podzielić, mam nadzieje że nie będzie to zbyt topornie napisane i ktoś to przeczyta
Zaczynając, chciałbym opisać swoje próby z wyhodowaniem grzybów, ponieważ była to dla mnie dość długa droga. Jednakże cieszę się że nie zrezygnowałem
Grzybki postanowiłem wyhodować rok temu w październiku, wtedy też zamówiłem pierwszy odcisk z FSRE i zacząłem hodowlę na ciastkach. Jak można się domyślić po tym że dopiero wczoraj pierwszy raz je zjadłem, to ta hodowla się nie powiodła. Problemy jakie napotkałem z wcześniejszymi hodowlami to: zła mąka (biała...), za duża temp (słoiki stały w kartonie na grzejniku, w nocy zwiększyli temp. grzejników bo był duży mróz na dworze i mi się zgrzały), za suchy substrat, za mokry substrat, chyba za mała temp (poniżej 20 stopni, przez 6 tygodni skolonizowało ledwo ponad pół słoika i później zakażenie), za mało tlenu. Tym razem to był już mój trzeci odcisk zamówiony z FSRE. Tym razem zainwestowałem też w sprzęt (wcześniejsze robiłem w garnku, to chyba główny powód porażek). Kupiłem szybkowar, termoregulator i kabel grzewczy i zbudowałem inkubator. Z tym sprzętem 3 małe słoiki (takie po pasztecie) z ciastkami (mąka żytnia razowa) skolonizowały w 2 tygodnie. Teraz mam jeszcze 3 prawie w pełni skolonizowane 0.5 litrowe słoiki z kukurydzą. Czyli podsumowując, żeby wyhodować pierwsze grzyby musiałem czekać ok 10 miesięcy. Ale w końcu się udało
Wracając do dnia wczorajszego. Na pierwszy raz celowałem w moc tripa ok 2-3 poziom. W tym celu kupiłem sobie wagę, która jak się później okazało ma chyba za małą dokładność
(szukałem czegoś o czułości 0.1g, ale były tylko takie o czułości 1g. ciężko więc mi było to zważyć (btw jak Wy ważycie swoje porcje?)). W końcu wrzuciłem swoje wszystkie wysuszone grzyby na wagę, i cały czas nie pokazywało nawet 1g. Poniżej zdjęcie ile ich było:
Jest to 1 rzut z jednego ciastka.
Spożyłem grzybki umieszczając je na kupionej pizzie. Polałem je też mocno ketchupem (trochę obawiałem się smaku grzybów oraz przeczytanych historii problemów z żołądkiem). Dzięki temu nie czułem w ogóle ich smaku oraz nic negatywnego z trawieniem. Dodam jeszcze że 1h wcześniej wziąłem 2 tabletki hepatilu (tak se coś wkręciłem że takie zabezpieczenie na wszelki wypadek dla wątroby
). Jedząc pizze popijałem to też sokiem pomarańczowym. Grzybki spożyłem ok godziny 19.
Po spożyciu czas na dalszy opis wrażeń.
Więc tak. Dużo słyszałem o tym że jedząc grzybki trzeba mieć dobry humor, nastawienie itp. Postanowiłem więc puścić sobie album The Wall, Pink Floydów - zawsze poprawia mi humor i ogólnie lubię go słuchać. Przez pierwsze 30-40 min po zjedzeniu siedziałem w internecie, trochę jakiś śmiesznych filmików, trochę wykopu i to forum. Nie czułem żadnych zmian w postrzeganiu. Zacząłem się obawiać że zjadłem za mało i zmarnuję grzybki i będę miał straszne uczucie niedosytu. Postanowiłem więc zjeść największego grzyba w terrarium. Ściąłem go, zważyłem (11g) i zjadłem cały na surowo (okropny smak, pod koniec myślałem że zwymiotuję
). W celu usunięcia posmaku, wypiłem 1/4 szklanki czerwonego wytrawnego wina (pomogło
). Przez jakieś 20 min siedziałem dalej w internecie, później zacząłem już coś czuć. Ogólnie było to bardzo słabe uczucie że coś się zmieniło, trochę porównywalne do wypicia małego piwa.
Położyłem się wtedy do łóżka, dokładnie nakryłem i leżałem, dalej słuchając The Wall. Wtedy efekty zaczęły się bardzo delikatnie wzmacniać. Z otwartymi oczami nie widziałem prawie żadnej różnicy, ale zamykając oczy widziałem bardzo delikatne fraktale (bez kolorów, tylko delikatne kształty) - przypominały coś na kształt pajęczyn, wpisanych w siatkę z plastrów miodu.
Cały czas miałem dużą świadomość, uważnie obserwowałem wszystkie efekty. Tutaj chciałbym nadmienić że miałem chyba dość duże oczekiwania jak to będzie wyglądać, więc cały czas byłem dość skupiony. Leżałem tak z zamkniętymi oczami obserwując delikatne fraktale, co jakiś czas otwierając oczy i obserwując czy coś się zmieni. Jednakże muszę zauważyć że jakość muzyki była chyba najlepsza w moim życiu. Przez jakieś ostatnie 20 min albumu muzyka była tak piękna, głęboka i ogólnie super. Wtedy zacząłem myśleć o moich oczekiwaniach względem tego tripu, i po przemyśleniach postanowiłem że nie ma co się na tym skupiać, że powinienem dać się ponieść podroży i po prostu skupić się na przyjemności. Ogólnie wrażenia były zgodne z opisem poziomów 1-2
Po skończeniu tego albumu, puściłem sobie Tubular Bells - Mike Oldfield. Jest to jeden z moich ulubionych kawałków. Wtedy odczucia słuchowe strasznie się zwiększyły. Muzyka była taka bardzo prawdziwa, jakby była dookoła mnie i w mnie, można było ją poczuć i była taka przestrzenna. Leżałem wtedy cały czas, szczelnie owinięty kocem, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Czułem na całym ciele bardzo przyjemne ciepło, i miałem dość szczegółowe wizje fraktalne przy zamkniętych oczach (bardzo skomplikowane kształty, głównie z jakimiś motywami pasków, może trochę przypominającymi tęcze, jednakże bardzo mało kolorów lub lekki ich zarys - pamiętam tylko trochę czerwonego, zielonego i niebieskiego w dość jaskrawych barwach). Często miałem też halucynacje z motywami grzybów, chyba za dużo o nich myślałem
Często też otwierałem oczy sprawdzając czy coś się zmieniło. Ogólnie to nie zauważyłem żadnych zmian kolorów, ruchów itp. Jedyne co to obserwacja niektórych rzeczy była bardziej interesująca, jakby wcześniej były to zwykłe rzeczy, a teraz były jakby trochę bardziej z sensem. Miałem też trochę myśli o rodzinie, bliskich, o tym że fajnie było by mieć kogoś bliskiego itp.
Po ukończeniu tego albumu chciałem puścić sobie coś innego, ale jak otworzyłem youTube to nie mogłem znaleźć niczego interesującego (pamiętam że w powiązanych do albumu Tubular Bells były jakieś interesująco wyglądające albumy, ale nie znałem żadnego z nich i nie chciałem ryzykować że mi się nie spodoba). Postanowiłem więc jeszcze raz puścić Tubular Bells. Tym razem odczucia słuchowe były jeszcze bardzo wyraziste, słyszałem takie dźwięki których nigdy tam nie dostrzegałem (normalnie były za ciche (lub w ogóle nie ma ich normalnie?)). Tutaj było chyba maksymalne działanie grzybków. Wydawało mi się że muzyka trwa bardzo wolno (niektóre fragmenty które normalnie szybko mi mijają wydawały się jakby trwały kilkanaście minut). Było to bardzo przyjemne. Słuchając tego położyłem się w pozycji embrionalnej. Czasami otwierałem oczy sprawdzając czy coś się zmienia. Wtedy dostrzegłem że na szafie ruszają się delikatnie słoje drewna. Obserwowałem to jakiś czas, słoje falowały i przelewały się - jednak byłem cały czas świadom tego co się dzieje, ruchy te były mimo wszystko dość delikatne i w końcu postanowiłem je przerwać i wszystko przestało. W szczytowym okresie poziom tripu określiłbym jako mocny 2, z pewnymi elementami poziomu 3 (falujące słojowate powierzchnie drewna, 2-3 miałem przez ledwo zauważalną chwilkę bardzo mocno szczegółowe, barwne halucynacje przy zamkniętych oczach, przypominające trochę pastelowe witraże z plasteliny (?))
Ogólnie to muszę powiedzieć że było bardzo przyjemnie, zwłaszcza muzyka - najlepsza w moim życiu. Ogólnie to jakiś szczególnych myśli, rozkmin, miałem mało, raz tylko wciągnąłem się w rozważania czy byłbym w stanie zabić innego człowieka, jakie okoliczności by mogły do tego doprowadzić, skutki itp - jednak trwało to może mniej niż minutę. Cały czas miałem dużą świadomość i poczucie kontroli. Żeby mieć bardziej szczegółowe halucynacje to musiałem zamknąć oczy i dość mocno się na tym skupić. Chyba z 3-4 razy wstałem, z 2 razy żeby iść do wc, reszta żeby trochę pochodzić i poobserwować. Raz podczas wizyty w wc dość długo patrzyłem się na swoją twarz w lustrze, wydawała się bardzo interesująca. Pamiętam też że dość szczegółowo oglądałem dłonie, jedną śrubkę, książki, wzory na szafce.
Po skończeniu tego albumu nie słuchałem już dalej muzyki, trochę pochodziłem, umyłem zęby, poleżałem i chciałem iść spać. Jednakże cały czas odczuwałem pewne efekty, zwłaszcza kształtne i skomplikowane wzory przy zamkniętych oczach. Leżałem jakiś czas, po pewnym czasie spojrzałem na zegarek - była 23:05. Myślę że później dość długo leżałem, może z 2-3h, czułem dużą senność, ale nie mogłem zasnąć. Nie pamiętam teraz o czym dokładnie wtedy myślałem.
Podsumowując uważam trip za bardzo pozytywny. Co do moich wcześniejszych oczekiwań to może miałem je trochę wyższe, myślałem że bardziej stracę poczucie kontroli i świadomość (to pewnie przy wyższych poziomach). Myśli miałem raczej mało, bardziej skupiłem się na doznaniach muzycznych i obserwacji wzorów przy zamkniętych oczach. Nie myślę też żeby było to jakieś bardzo odkrywcze przeżycie w moim życiu, po prostu bardzo przyjemne doświadczenie. Przy następnym tripie - za jakieś 3-4 tygodnie, chciałbym spróbować mocniejszej podróży, myślę że poziom 4 lub 5. Jestem bardzo ciekawy jakie to przeżycie stracić swoje ego. Myślę że dam radę to udźwignąć, ogólnie to mam silną psychikę i nie boję się tego i bad tripów. Życzcie mi powodzenia
Chciałbym podziękować za poświęcony jeżeli to przeczytałeś. Chciałbym też podziękować wszystkim którzy tworzą to forum i stronę, gdyby nie Wy to nigdy nie udałoby mi się wyhodować grzybków.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!