Na wstępie cześć wszystkim, to mój pierwszy post ale postanowiłem pojechać z grubej rury
Jakiś czas temu, myślę że jakieś 2 lata minęły, dałem się przekonać znajomym do grzybków. Miałem doświadczenie z różnymi środkami (LSD, MDMA, różne inne syntetyczne syfy) ale jakoś nigdy nie byłem przekonany do grzybów. Głównie ze względu na opowieści różne negatywne (jakieś pierdoły o zawieszkach, bad tripach, wrażeniu umierania). Wiedziałem, że trzeba takie rzeczy pożytkować w dobrym gronie i najlepiej z kimś ogarniętym. Skład to ja i jeszcze 4 osoby, cała czwórka starzy grzybiarze, którzy do czynienia mieli wyłącznie z łysiczką, ale za to w znacznych ilościach. Wszystkich znałem dobrych paręnaście lat.
Lokalizacja: miejsce wybrane było idealnie, nad rzeką na polach, na działce należącej do jednego z uczestników (żadnych ludzi w promieniu 2 km), początek sierpnia, słoneczko lekki wiaterek i piękne okoliczności przyrody, łąki wierzbowe zarośla i pojedyncze drzewka.
Dojechałem do kolegów, którzy spędzili tam większą część dnia, ja byłem około 18-19.
Setup: żaden wszyscy zajarani, spaliliśmy na początek sporego jointa, wypiliśmy po piwku i stwierdziliśmy że jemy bo szkoda dnia.
Grzyby: tu zagadka nie wiem co jadłem oni też nie. Grzyby załatwione przez znajomego, jedyne co wiedział to, że są prawdopodobnie meksykańskie ale hodowane oczywiście u nas. Mieliśmy po 3 gramy na głowę, grzyby były wysuszone spore (w ramach 3 gram miałem jednego suchego grzyba o sporym kapeluszu) i miały kolor jasnozielonkawy, pachniały delikatnie grzybowo.
T: 0 (Będę opisywał czas na tyle na ile pamiętam bo kompletnie nad nim nie panowałem ale o tym później) Jedliśmy na sucho popijając wodą mineralną. Rozpaliliśmy ognisko, rozmawialiśmy itp. Pierwsze co się wydarzyło to dostałem jakiejś reakcji alergicznej, pierwszy raz w życiu coś takiego mi się przytrafiło. Gluty leciały ni z nosa, śliniłem się jak cholera a do tego z oczu dosłownie lały mi się łzy. Musiałem ciągle wycierać nos i oczy (na szczęście miałem wielka rolkę ręcznika papierowego). Jednak specjalnie się tym nie przejąłem, mam uczulenie na trawy i pomyślałem, że może to to. Potem zacząłem kaszleć od nadmiaru płynów w ustach i odkrztuszałem fragmenty grzybów. Co było dziwaczne i ciągle chciało mi się wymiotować, nawet się zacząłem zastanawiać czy tego nie zrobić. Jednak jak spróbowałem to nie byłem w stanie mimo cholernych mdłości.
T: (ok 30 min) Wejście: Byłem tak zajęty że dopiero po chwili zorientowałem się, że grzyby mi zaczynają wchodzić. Poczułem to w ustach najpierw, dziwne wrażenie jakby wszystko mi się w nich ruszało łącznie z zębami. Nie było to nieprzyjemne po prostu dziwne. Wrażenie totalnego luzu i spokoju plus lekka euforia. No i się zaczęły śmiechy, wpadałem w ataki histerycznego śmiechu, nie mogłem się powstrzymać, wszystko mnie bawiło. Zresztą cała reszta kolegów tez rechotała z byle czego. Po jakichś kilkunastu minutach rozmów
T: (ok 40 min) Chciałem się napić piwa i nie byłem w stanie zlokalizować zawleczki i jej otworzyć, walczyłem chwile ale dałem za wygraną, siedzieliśmy gadaliśmy, śmiechy niesamowite. Jeden z kolegów nagle się odłączył i z ręcznikiem na głowie zaczął chodzić wkoło namiotu. Jak twierdził „to mu pomaga”. Już wtedy zaczynałem stwierdzać, że będzie bardzo grubo.
T: (ok. 50 min) Zaczęło mi wchodzić na oczy, początkowo wszystko się pięknie wyostrzało, zachwycające widoki, każde źdźbło trawy falowało jak na animacjach komputerowych. Każda chmura wysycała się kolorami powoli zachodzącego słońca, było przepięknie. Stopniowo zmieniały się kolory (na pewno na to duży wpływ miało zachodzące słońce które wszystko podkręcało) trawy przybierały kolor brunatny czerwonawy i coraz wyraźniej i intensywniej się poruszały i zmieniały kształty. Wszyscy zachwycaliśmy się dosłownie wszystkim. Padł pomysł aby się przejść na krótki spacer. Szło się ciężko i co chwila coś nam nie pozwalało kontynuować podróży. To ciekawy kwiatek, to jakieś chwasty oczywiście sporo śmiechu do tego. Wszyscy czuliśmy jakieś przyciskające osłabienie które nie pozwalało nam dalej iść. Doszliśmy do drzewa które wcześniej jadąc mijałem i zobaczyliśmy jak jest niesamowite, wyglądało jak z innej planety im dłużej się w nie wpatrywaliśmy tym bardziej przeginało, kora się praktycznie cała poruszała i wiła wokoło pnia. Kolory rozbrajały w zacienionej części było praktycznie czarne i im wyżej tym było bardziej czerwono-brunatne. Szczerze to stwierdziliśmy że pora wracać do obozu bo się zwyczajnie baliśmy iść dalej (5 chłopa po ok 30 lat). Czarę goryczy przepełniły komary które opadły nas z postępującym zachodem słońca. Poszliśmy wiec po repelenty, które zostały w obozie. (następnego dnia stwierdziliśmy że przeszliśmy jakieś 150 metrów.
T: (tu już nie jestem pewien pewnie ok.60 min) po drodze do obozu zacząłem się przyglądać trawom, te były znów inne teraz rdźawe i jakby wydłużały się i chybotały. Im dłużej się im przyglądałem włączał mi się zoom widziałem je coraz dokładniej. A w pewnym momencie stwierdziłem że wszystkie się do mnie uśmiechają i co jeszcze lepsze śpiewają chórem. To wywołało u mnie niepochamowany atak śmiechu, po którym oderwałem się od traw i poszedłem dalej. Rzeka wyglądała jakby płynął nią płynny metal struktury przypominały przelewającą się rtęć. Chwile popatrzyliśmy i poszliśmy dalej. Napotkany po drodze ręcznik papierowy okazał się jarzyć wręcz światłem jego biel nas rozbroiła, kompletnie nie pasował do reszty otoczenia, postanowiliśmy go schować.
T: (mniej więcej po godzinie i kilkunastu minutach): Repelenty na komary podziałały i już nie męczyły nas komary, czułem się potwornie zmęczony fizycznie postanowiłem się położyć na chwilę. Położyłem się na śpiworze i spojrzałem na niebo. Mniej więcej wtedy słońce skrywało się powoli za horyzontem i niebo zaczynało się robić ciemne i przebłyskiwały już gwiazdy z każdą chwilą wyraźniej. Zacząłem się im przyglądać i stała się rzecz która mnie rozwaliła totalnie. Gwiazdy zaczęły się zbliżać albo ja do nich trudno określić. Na pewno nie było tak że opuszczałem ciało czy coś, nie zwracałem na to w ogóle uwagi bo zaczynałem się po prostu do nich zbliżać. Im byłem bliżej zaczynałem dostrzegać cos jakby portale które się otwierały. Widziałem coraz wyraźniej, to co znajduje się po ich stronie. A widziałem planety i inne gwiazdy. Nie panowałem nad tym po prostu przepłynąłem portalem, widziałem rozmazane światła. Pojawiłem się w innej części galaktyki (tak mi się wydawało) widziałem dziesiątki innych portali i zbliżałem się do nich. Po ich drugiej stronie widziałem statki kosmiczne!!! Były ażurowej konstrukcji lekko błękitno się jarzyły, miały jakby maszty czy skrzydła ciężko określić. Widziałem też ogromne stacje kosmiczne i ogromne statki (jakby statki matki – od razu mi się tak skojarzyło), ogarnęło mnie niesamowite uczucie. Jakbym wiedział że nie jesteśmy sami i poczułem ogromną ulgę. Ciężko to opisać jakbym wiedział już, że nie tylko oni tam są ale że są całkowicie przyjaźni jakby zapraszali mnie. Płynąłem jakiś czas portalami za każdym razem widziałem nowe portale do innych części wszechświata (dosłownie)!!!
Ocknąłem się po chwili bo ktoś mnie szarpał, chyba któryś kolega się wystraszył bo musiałem leżeć z tępą miną i nie reagowałem. To było jak sen ale poczucie spokoju i uniesienia zostało.
T: (nie wiem później) Rozpoczęła się ostra jazda. Po tym ocknięciu się zaczęło nas naprawdę mocno napierać, nie mogłem się na niczym skupić, niektórzy krzyczeli teksty w stylu (o kurwaaa, ja pierdole jakie mendy, co się dzieje itp.) w pewnym momencie kolega, który leżał obok mnie powiedział mi. Stary przepraszam Cię nie wiedziałem że one są takie mocne. Nie miałem czasu się zastanawiać bo po prostu nie miało to żadnego znaczenia. Nie myślałem skupiłem się na tym co czuje moje ciało. A działo się za mną nieźle. Czułem najpierw jak moja szczęka się przemieszcza niżej jakby do klatki piersiowej. Czułem jak wszystkie żebra się przemieszczają przesuwają się niżej ręce którymi się obejmowałem (chyba) wbudowywały się w moje ciało. Nie wiem jak to opisać, po przemyśleniu czułem że zmieniam się w jakiegoś robaka czy coś. Odczuwałem tylko pierwotne instynkty długo to trwało i było kompletnie odrealnione, nie wiem jak inaczej to opisać. Potem czułem jakbym się rozpadł czułem cały czas jakbym był częścią materii (był w jej obiegu) Jakbym się rozpadł na atomy a te stanowiły część świata, natury.
T: (nie wiem ale było mocno ciemno) Zostałem chyba obudzony, w pewnym momencie. Przynajmniej tak się czułem. Koledzy się wcześniej chyba pozbierali, rozpalili na nowo ognisko. Byłem na maksa rozjebany, nic nie ogarniałem, rzucało mną na wszystkie strony. Siedziałem na trawie, której musiałem się trzymać i patrzyłem jak wszystko wiruje w jednej dużej halucynacji. Zacząłem się bać, nie bardzo dom nie docierało cokolwiek. Zacząłem myśleć co ja zrobiłem w ogóle, straciłem poczucie czasu i próbowałem się usilnie dowiedzieć, która jest godzina, (jak się później dowiedziałem pytałem się z częstotliwością co minutę i w kółko mówiłem im że zawiesiły mi się grzyby, próbowali mi coś mówić ale ja klepałem swoje). Nie bardzo uczestniczyłem w działaniach kolegów. Po niebie przepływały gwiazdy planety i bóg wie co jeszcze. Rzeka wyglądała jak z metalu a jej poziom wody cyklicznie rósł i malał (różnice na oko około metra). A ja przeżywałem mega stres, za dużo tego było na raz. Było tak do momentu gdy zorientowałem się, że gdy patrzę w ogień to jest to jedyna rzecz która halucynacjom nie podlega. Gapiłem się w płomienie a jak tylko się od nich odrywałem znów zaczynał się hardcorowy kalejdoskop widzeń i różnych rzeczy. Momentami łapałem zawieszki i patrzyłem się w coś tępo miałem dziesiątki wizji poplątanych i posranych od Boga, Jezusa Kriszny poprzez kształty, promienie świetliste i oczy na niebie.
Jednak ognisko jakoś to wszystko w pewnym momencie uspokoiło. Zaczęliśmy o tym gadać i jakoś zrobiło mi się lepiej. Uspokoiłem się i zaczęliśmy gadać o miliardach rzeczy, zmiany tematów co 30 sekund to było około 24-1 w nocy. Siedzieliśmy i śmialiśmy się jeszcze do momentu jak zaczęło się przejaśniać. Wtedy doznałem uczucia, którego nie zapomnę do końca życia. To coś w rodzaju oświecenia, tylko taki opis przychodzi mi do głowy. Ja to wszystko widziałem, ja już wszystko wiem, i myśli o tym obiegu materii o bogach i o innych światach. Jakby to wszystko stanowiło jedną całość i jakbym był tego wszystkiego integralną częścią. Dodam że nie jestem wierzący i nie zacząłem wierzyć, to tak jakby Bóg i cała reszta była jednym i jakby częścią mnie. Wiem że to bełkot trochę ale nie wiem jak inaczej to opisać. Ew. jak by co to mogę odpowiadać na pytania.
Konkluzje:
- Nie ma takiej opcji żeby się przygotować na taka jazdę.
- Niesamowite efekty mi to dało w sensie psychicznym. Kompletny reset systemu przeżyłem (w sensie pozytywnym
- Przy takiej mocy nie wyobrażam sobie by żreć grzyby w zamkniętym pomieszczeniu albo w mieście…
- Można nieźle zeschizować w trakcie i myślę że u mnie było i tak lajtowo mimo przeżytego mega stresu.
- Płomienie ogniska nie wywoływały u nas halucynacji (niezła opcja bo wszyscy tak mieli), zdecydowanie mi pomogły i czułem ich jakby energię która dodawała mi sił (tak też miała reszta). Miałem też potem przemyślenia na ten temat i szamaństwie (zawsze mieli ognisko nawet małe). Ktoś ma podobne doświadczenia z ogniem po grzybach?
- To było dwa lata temu, od tamtej pory nie grzybkowałem ale chciałbym na pewno jeszcze kiedyś spróbować, tylko raczej z mniejszą iloscią
Pytania: Ktoś z was się domyśla co to był za gatunek grzybów, jakby co to pytajcie o doszczegółowienie jakichś opisów. Zależy mi na dowiedzeniu się co to było.
- Jakie mieliście doświadczenia z odczuciem natury i świata. Moi znajomi mieli dość podobne odczucia. Opiszę po krótce to co odczuli dwaj znich. Jeden widział z niesamowita ostrością widział wszystko coraz dokładniej. W pewnym momencie zdawało mu się, że widzi cząsteczki powietrza i ich energie czuł przepływ energii przez ciało. Też doznał odczucia jakby rozpadania się i mniej więcej jak ja mówił o obiegu materii. Drugi czuł się jakby częścią natury wydawało mu się że przekształca się w roślinę (drzewo) i pobierał energie z ziemi i jakby się z nią asymilował aż stał się jej częścią.
PS: przepraszam za chaos, ale pisałem to w 3 ratach i nie powiem szczerze, że później nie czytałem wnikliwie, raczej przeleciałem wzrokiem.
Pozdrawiam