Cześć i czołem, jestem mono i podczas swojej pierwszej hodowli kompletnie nie wiedziałem co robić. Chciałbym, żeby mój przypadek posłużył jako obiekt obdukcji przeprowadzonej przez bardziej doświadczonych użytkowników forum dla dobra naszego i potomnych

A to było tak...
Pewnego pięknego, grudniowego wieczora, zakupiłem w pewnym polskim sklepie growkit. Pomysł posiadania własnej uprawy przemawiał do mnie głośno miękkim głosem i kusił perspektywą obfitych zbiorów, które zaopatrzyłyby mnie na wiele, wiele miesięcy. Dni dłużyły się niemiłosiernie w oczekiwaniu na magiczną paczkę, a każdą wolną chwilę spędzałem na pożeraniu informacji na temat uprawy. Dzielnie przedzierałem się przez wszelkie fora, krajowe oraz zagraniczne i chłonąłem wiedzę niczym spragniona wody gąbka - to właśnie, drogi czytelniku, był końca początek.
Albowiem nie wszystko, co piszą w internecie jest sensowne i powinno być brane za pewnik. Przekonałem się o tym boleśnie na własnej skórze...
A co, konkretnie, poczyniłem swoim astronautom za poradą internautów?
Po pierwsze, nie nakłułem widelcem substratu - wyczytałem, że grzybnia kłuta być nie lubi, obrazić się jest gotowa i owocnikami nie obrodzić.
Po drugie, nie nalałem wody do worka - pisano, że choć Astronauci to istotki wilgoć kochające, to jej nadmiar im bardzo szkodzi.
Po trzecie, zraszałem często, niczym ogrodnik z alzheimerem. Słowo niesie, że brak wody w worze należy nadrobić opryskiwaniem ścianek worka!
Po czwarte, wachlowałem tak często, jak zraszałem - ponoć grzybki lubią czuć wiatr w czuprynach.
Po piąte, zrobiłem kupę dziur w worku. Bo ktoś mądry tak poradził. A czemu? Bo wentylacja, temu. Konsekwencją tej decyzji były tytaniczne wręcz fluktuacje procentażu wilgotności wewnątrz worka.
Myślisz teraz pewnie: "Hola hola! Ależ mono, mio amigo! Przecież nie możesz zwalić tego na internautów! Te porady są trafne i nie mogą być jedynym źródłem twego niepowodzenia!" Obawiam się, że masz rację, bo ja też święty nie jestem i swój wkład w druzgocącą porażkę miałem.
Po szóste, rozpocząłem w grudniu. Tu, gdzie mieszkam, okres zimowy oznacza dobowe zmiany temperatury między 15 a 24 stopni.
Po siódme, doświetlałem je lampką biurkową. Chciałem, żeby moi przyjaciele mieli jasno i ciepło, lecz okupowali to niekontrolowanymi wahaniami temperatur.
Po ósme, grzałem matą w sposób wybitnie nierozmyślny, efektem czego Astronauci mieli do czynienia z (o zgrozo!) jeszcze większymi wahaniami temperatur - raz mieli gorąco w pupki, a innym grzały im się główki.
Po dziewiąte, nie dałem im się usamodzielnić. Zamiast pozwolić im robić swoje (a więc to, co potrafią najlepiej), ciągle pchałem nos w nieswoje, grzybkowe sprawy. Ciągle przenosiłem je z miejsca na miejsce, zmieniałem odległość od maty, wysokość lampki, ustawiałem bliżej kaloryfera, dalej od okna i tak w koło Macieju.
Po dziesiąte, nie okleiłem pojemnika taśmą. Astronauci, mimo iż znani są z ukazywania mądrości, sami zbyt mądrzy nie są i dążą do byle źródła światła, choćby mieli rosnąć do góry nogami, wspak i na lewą stronę, a do tego przy ściance pojemnika, tracąc przy tym mnóstwo energii.
Efektem mojej nadopiekuńczości i nieroztropności były anemiczne niźli kościej-niejadek, małe piny, zatrzęsienie abortów w czarnych czapeczkach, miejscowo żółta grzybnia oraz finalny wynik zbioru na poziomie jednego grama suchych grzybków.
Zapraszam więc do dyskusji - co mono zrobił dobrze, a co zrobił źle? Jakich błędów ma nie popełniać następnym razem? Wlewać wodę do worka, czy nie wlewać? Wachlować, czy nie wachlować? Sugerować się instrukcjami producenta odnośnie hodowli, czy nie?
Zachęcam do podawania swoich sprawdzonych metod na uprawę growkitów od A do Z. Stwórzmy wątek, który rozwieje wszelkie wątpliwości oraz sprawi, że kolejny nie będzie potrzebny.