Hej. Chciałbym się podzielić swoimi sugestiami odnośnie grzybowej playlisty. Najpierw moja filozofia słuchania muzyki na grzybach:
Muzyka ma służyć do poprowadzenia mojej świadomości przez trip. Ma zagwarantować, że nie zboczę w trakcie podróży w czeluście własnego ego (innymi słowy bad tripa). Ponieważ będę całkowicie zaangażowany w słuchanie, to nie zacznę sobie wkręcać dziwnych rzeczy. Z tego punktu widzenia odpowiednio dobrana muzyka jest świetnym narzędziem by pierwsze razy z psychodelikiem przeżyć bezpiecznie a jednocześnie przeżyć coś niesamowitego i prowokującego do dalszych poszukiwań. Wychodząc z tego punktu najpierw podstawowe założenia:
-krótkie , parominutowe utwory to za mało. zbyt szybko zmieniający się nastrój powoduje, że nie możemy złapać spójnego ciągu myślowego. Choć dobrze ułożona playlista piosenek może nam zapewnić miłe doświadczenie to jednak nie zaprowadzi nas głęboko.
-co do moich sugestii, jeśli posłuchacie ich na trzeźwo ale stwierdzicie, że to nie dla was... to się mylicie. Umiejętność zrozumienia nawet bardzo skomplikowanej harmonicznie muzyki na psychodelikach rośnie niepomiernie. Uwierzcie, że nawet przesiadając się z hip hopu przebijecie waszym postrzeganiem takiej muzyki nawet stałego bywalca filharmonii. Albo popatrzcie na to z innej strony. Cały wykształcony, inteligencki świat jest zgodny co do niesamowitej wartości i głębi muzyki poważnej. Macie szansę odkryć o co chodzi tym wszystkim bufonom w garniturkach
. (Żeby nie było, choć jestem nieźle osłuchany, to dopóki nie posłuchałem muzyki poważnej na grzybach do puty nie wiedziałem o co w niej chodzi. Po prostu łuski momentalnie opadły z moich oczu. Z powodu grzybów muzyka poważna to większość tego co teraz słucham choć nigdy wcześniej tak nie było).
-kompozytorzy próbowali przez muzykę dotrzeć do Boga (Bach, Beethoven) do istoty ludzkiej egzystencji (Beethoven, Mahler), czy wreszcie tę egzystencję przekroczyć. To wszystko tam jest. Mam wrażenie, że najwięksi kompozytorzy są najwięksi bo byli jednocześnie mistykami a muzyka nadaje się o wiele lepiej do przekazania przeżyć mistycznych niż słowa - szczególnie na psychodelikach gdzie jesteśmy o wiele bardziej wyczuleni na subtelności muzyki a opisy intelektualne po prostu nie dałyby rady bo właśnie nasz intelekt mamy wyłączyć. W każdym razie zaufajcie. To tam jest. A na psychodelikach to dostrzeżecie. Nie bez przyczyny niektóre z tych utworów gra się od 300 lat.
-musimy dokładnie wiedzieć o czym jest muzyka instrumentalna- kompozytor tworzył utwór z myślą o czymś. Jeżeli wiemy co chciał przez utwór powiedzieć, będziemy przez ten pryzmat interpretować to co słyszymy. Dobierając odpowiednią tematykę utworu możemy zapewnić sobie konkretne przeżycia, zaprojektować podróż (choć i tak pewnie nas efekt zaskoczy). Jeżeli mamy do czynienia z utworem cyklicznym (np paro częściowa symfonia) to powinniśmy znać tematykę każdej części i mniej więcej potrafić rozpoznać gdzie poszczególne części się kończą (zawsze jest chwila ciszy ale czasem w utworach są też mylące chwile ciszy nie będące końcami części). Szczególnie w przypadku Gustava Mahlera - jego symfonie są skonstruowane jak przeżycie psychodeliczne. Najpierw oddanie ludzkich problemów, tragizmu egzystencji, a na koniec epickie transcendentalne rozwiązanie w którym przekraczacie ludzką kondycję. Ale do tego musicie wiedzieć o co chodzi. Czytajcie artykuły z wikipedii o danych utworach, tzw program notes (ulotki wydawane przez filharmonie i zamieszczane często w internecie, opisujące dany koncert), próbujcie zrozumieć symbolikę i nawiązania.
-co do przygotowania samego tripa - wpiszcie w google tytuły planowanych utworów i znajdźcie opinie ludzi co do najlepszych wykonań (nagrań) W przypadku Mahlera Leonard Bernstein (dyrygent) będzie pewnym strzałem choć niektórzy zarzucają mu zbytnią egzaltowaność - na trip w sam raz
. Co do Beethovena to np box wszystkich symfonii dyrygowanych przez von Karajana. Jeśli macie Spotify premium to pobierzcie utwory przygoujcie playlisty ale tak by po każdej symfonii przestało grać (każda symfonia na oddzielnej playliście) - po końcu chcecie chwilę ciszy i pewnie chcecie skoczyć do toalety
. Zaplanujcie łączną długość utworów na jakieś 3 godziny (2 symfonie mahlera, 3-4 beethovena). Zaplanujcie też kolejność tak by ułożyła się w niesamowite doświadczenie psychodeliczne (sugestie pod koniec posta). Generalnie najbardziej epicko ma być pod koniec. Polecam słuchawki i to dobrej jakości- znajdźcie za wczasu bardzo głośne miejsce i tak dostosujcie głośność, żeby w tym miejscu była prawie granica bólu (czyli granica bólu a potem odrobinkę odpuśćcie). Jeżeli w dzień to przyda się coś na oczy i najlepiej pod kołdrą. Jeśli słuchacie z telefonu to nie tylko wyłączajcie dzwonki. U mnie nawet jak mam wyłączone dzwonki to w momencie dostania wiadomości muzyka trochę przycicha. Może tryb samolotowy? Musicie coś wymyślić ale przygotujcie się starannie bo w najważniejszym momencie wszystko może pójść w diabły. Naładujcie baterię itp.
Teraz moje propozycje:
Beethoven V Symfonia - nazywana symfonią losu. Słynne ta ta ta tammmmmmm... macie szansę na zobaczenie całego swojego życia jak epickiego pojedynku z losem, z przeciwnościami. Wcielić się w archetyp bohatera, który niczym średniowieczny rycerz potyka się z najcięższymi przeciwnościami i wychodzi z pojedynku zwycięsko. Wracacie do świata jak Frodo wracający z wyprawy pierścienia
. Świetny trip na przeżycie (w moim przypadku ponowne bo w późniejszym wieku, ale kto ma należytą inicjację w wieku nastu lat?) inicjacji w dorosłość.
Beethoven VI Symfonia - tzw pastoralna. Napisana przez Beethovena by oddać ulgę wynikłą z letniego wyjazdu na wieś i kontaktu z przyrodą. I to właśnie przeżyjecie: jedność z całym światem ożywionym. Ja osobiście czułem się momentami jakbym z Kubusiem Puchatkiem i resztą ekipy ruszał na przygodę w stumilowy las - taka regresja do stanu dziecka. Uwaga na część 4 - burza. Może się zrobić strasznie ale w części 5 słońce po burzy wychodzi i znowu robi się niebiańsko. Wszystko jest jednym. Ja jestem wszystkim
Beethoven symfonia IX - ze słynną Odą do radości pod koniec. Beethoven był już właściwie głuchy gdy ją komponował, ponownie pojawia się motyw starcia z brutalną egzystencją. W pierwszych 3 częściach poczujecie przeszywający do szpiku kości tragizm życia ludzkiego ale za to w ostatniej części spłynie na was oświecenie w postaci odpowiedzi na całą tę tragiczną ludzką kondycję - jedność całej ludzkości. Wszyscy jesteśmy braćmi a tragizm naszego życia jest porażająco piękny.
Beethoven Misa Solemnis - najbardziej epicka msza (rozumiana jako forma muzyczna). Przed wysłuchaniem, szczególnie na tripie, warto zapoznać się starannie z częściami mszy katolickiej i poświęcić czas na zrozumienie ich symboliki. I znowu, ważne żeby mniej więcej zapoznać się z dziełem by rozumieć w trakcie gdzie się akurat znajdujecie. Tego na grzybach jeszcze nie słuchałem ale moje doświadczenie już mi mówi, że będzie epicko tym bardziej, że w grudniu będę miał okazję posłuchać też na żywo. Nie przejmujcie się jeśli nie jesteście katolikami. Symbolika chrześcijańska jest w nas tak mocno zakorzeniona, że i tak jakakolwiek muzyka sakralna rozjedzie was do szpiku kości.
Bach - właściwie cokolwiek. Właściwie cały Bach to jak dla mnie próba oddania Boskiej Geometrii muzyką. Próba pokazania struktury rzeczywistości, którą psychodeliczny umysł od razu łączy z wymyślnymi fraktalami i traktuje jak logos stojący u podstaw rzeczywistości. Bach jest mniej "epicki" niż Beethoven, mniej fabularny. Może w związku z tym kieruje nas głębiej ku czystemu światłu rzeczywistości, ale też jest przez to bardziej wymagający. Żeby zaproponować konkretne tytuły: Suity orkiestrowe, Wariacje Goldbergowskie, Wholtemperierte Klavier, Pasja wdg Świętego Mateusza (tylko najpierw przeczytajcie sobie w Biblii). Koncerty Brandenburskie.
Dvorak IX symfonia - symfonia z Nowego Świata. Niesamowicie melodyjna. Ogólnie to wyobraźcie sobie coś takiego. W XIX wieku z poukładanej Europy trafiacie do USA. Zwiedzacie Nowy Świat: Nowy Jork, dziki zachód, nowe możliwości, nowe horyzonty. Przygoda przygoda i jeszcze raz przygoda. Archetyp eksploratora. Bardzo dobre na pierwsze fazy. Nie wyobrażam sobie by tu coś mogło pójść źle.
Gustav Mahler - jak dla mnie najbardziej psychodeliczny kompozytor. Jak poczytacie opisy symfonii to zrozumiecie:
2 symfonia - symfonia zmartwychwstania
1 część - stoisz nad grobem zmarłej osoby. Może ktoś z rodziny, może przyjaciel, może ktoś ogólnie szanowany? Zadajesz sobie pytania -po co to wszystko, wszyscy tak kończymy, jaki jest tego sens?
2 część - wspominasz wszystkie dobre rzeczy, które spotkały tę osobę w życiu. Zakochała się kiedyś, przeżyła wspaniałe chwile. Była szczęśliwa.
3 część - wspominasz, że niewinność tej osoby została zszargana przez rzeczywistość. Może brała udział w wojnie? Może była raniona? Zdradzana?
4 i 5 część - jestes duszą błąkającą się po śmierci w zaświatach. Nie ma światła, nie wiesz co ze sobą zrobić. Ale masz przeczucie, że coś tam musi być. Z oddali słyszysz anielskie chóry, próbujesz się przebić do Boga. OStatecznie stajesz przed jego obliczem i przżywasz zmartwychwstanie w jednym z najbardziej epickich finałów muzycznych kiedykolwiek. Do teraz samo wspomnienie wyciska mi łzy.
3 symfonia - próba opisania całej rzeczywistości. Polecam dokument na youtube - What universe tells me o tej symfonii. Niestety po angielsku.
1 część - rzeczywistość budzi się do życia. Epickie stworzenie wszechświata. Łapiesz kontakt z pierwotną zupą. Przeżywasz wielki wybuch, a może stworzenie naszej planety... Kwestia interpretacji.
2 część - świat roślin, trochę jak Beethoven VI symfonia. Kontakt z naturuą
3 część - jw ale zwierzęta. Wchdozi tu też brutalność przyrody. Zwierzęta zabijają się nawzajem, cierpią.
4 część - egzystencja człowiecza. Cały jej tragizm zamknięty w jakieś 8 minut i prosty ale łamiący serce tekst.
5 część - wizja chrześcijańskiego nieba.
6 część - wizja nieba to za mało. Religia to za mało. Musi chodzić o coś więcej. Odpowiedzią jest miłość. Totalna ekstaza z kolejnym genialnym finałem. Miałem tripy gdzie byłem jedną wielką miłością i tarzałem się po podłodze w szlochu bo nie byłem w stanie znieść tego uczucia. Mahler jakoś dotarł do tego wszechogarniającego uczucia bez psychodelików. Geniusz. Wczoraj słuchałem tej symfonii na żywo (i na trzeźwo) w filharmonii. Łzy po raz kolejny ciekły mi po twarzy. Brak słów.
6 symfonia - tragiczna podróż bohatera. Starcie z losem. Nazywana pierwszą symfonią nihilistyczną bo na końcu w kolejnym genialnym ale wstrząsającym finale bohater 3krotnie zostaje pokonany przez los. Za ostatnim razem wydaje się, że poraniony może jednak wstanie ale nadchodzi ostatnia nuta symfonii - potężne uderzenie, które zmiata go z powierzchni ziemi. Niesamowita podróż ale na pewno nie na koniec fazy. Trzeba to czymś zrównoważyć. jakoś to odblokować (inną bardziej pozytywną symfonią - ja słuchałem pierwszy raz w tandemie z trzecią i weszło niesamowicie).
8 symfonia -
1 część Przybądź duchu święty - epicki hymn sakralny, który zbliży cię do Boga.
2 część - jednocześnie 2 część Fausta Goethego z którą przed przesłuchaniem trzeba się zapoznać (choćby w formie streszczenia), żeby wiedzieć o co chodzi. Powiem tylko, że jest to symfonia ku czci żeńskiego pierwiastka. Kobiety - połączycie się z archetypem Matki Boskiej - podobno epickie. Mężczyźni zobaczycie swoją animę (wasz archetyp kobiecości) w nowym świetle i nauczycie się lepiej rozumieć jego rolę i doceniać. Kobieta jako to co wyjedna wasze zbawienie. Kolejny epicki finał wgniatający w ziemię i nie zostawiający w umyśle nic poza totalną ekstazą. Przy okazji zwróćcie uwagę na nawiązania muzyczne do pierwszej części. Pojawia się ponownie wprowadzona w pierwszej części organowa nuta Boga a kiedy się pojawia jest tak jakby niebo otworzyło się przed wami.
9 symfonia symfonia śmierci - symfonia w której przedstawione jest życie człowieka i (w ostatniej części) powolny proces żegnania się z nim. Przechodzicie przez etapy niezgody na własną śmiertelność, prób walki, rozpaczy a wreszcie łagodnego poddania się swojemu losowi. Końcówkę niektórzy nazywają jedyną możliwością przeżycia śmierci za życia (oczywiście, raczej nie brali psychodelików). Muzyka na końcu jest jak ostatnie nitki życia zrywające się w gasnącej świadomości. Czułem dosłownie zamieranie czynności elektrycznych mojego mózgu. Druzgocące przeżycie, ale jednocześnie niesamowite. Może uda wam się pogodzić z własną śmiertelnością? Na wszelki wypadek polecam to (tak jak Mahlera nr VI) na pierwszą połowę tripa i zrównoważenie inną symfonią. Polecam też wykład Leonarda Bernsteina Unanswered Question część 5 od 1h 23 min. Właśnie o tej symfonii. (W ogóle polecam cały cykl 6 wykładów ale to inna sprawa).
Na mnie niesamowicie zadziałała kombinacja Mahlera IX symfonii a później II. Najpierw widzicie podsumowanie swojego życia własnymi oczami. Później umieracie. Później Widzicie swój pogrzeb, ludzi was wspominających a na końcu jednoczycie się z Bogiem i zmartwychwstajecie. Jeśli to nie jest udana psychodeliczna podróż to nie wiem co nią jest.
Inne kombinacje które próbowałem - beethoven VI, V, IX, Mahler - Das lied von der erde i VIII symfonia, Mahler VI i III symfonia ,często też wplatałem trochę Bacha np na ochłonięcie.
Takich utworów jest na pewno więcej. To jest to co odkryłem do tej pory. Muzyka jest dla mnie sztuką najlepiej reprezentującą rzeczywistość bo nie robi z niej obrazka a próbuje naśladować samą strukturę tej rzeczywistości takiej jaką postrzega umysł ludzki. Dajcie znać co sądzicie a szczególnie dajcie znać jeśli kiedykolwiek wypróbujecie coś z tego.